to moje ulubione miejsce w Norwegii

środa, 2 maja 2012

Wszystko, co dobre

kończy się za szybko!
Powiecie, że dwa lata wakacji to dużo? Owszem, ale chętnie zostałabym na dłużej.
Niestety, czas się pakować i wyruszać. Jeszcze dwa tygodnie przyjemności (względnej, bo prognozy podłe) , a potem powrót do wrocławskiej rzeczywistości.
Tego, co zobaczyliśmy i przeżyliśmy, nikt nam nie odbierze! I dlatego warto się czasem wypuścić na długo i daleko!
A do Norwegii na pewno jeszcze wrócimy!
Niestety, oddaliśmy już aparat, pożyczony nam przez jednego z norweskich przyjaciół. Zostajemy z naszym "staruszkiem", który owszem, zdjęcia robi, ale.....
Za to ja opanowałam nowe hobby - frywolitki, albo po norwesku "nuppereller". Ta nazwa mnie zachwyciła przez skojarzenie z "duperelami". No i takie sobie duperelki właśnie robię!






A bloga czasem odwiedzę, tylko tytuł powinnam zmienić.

czwartek, 12 kwietnia 2012

Jakaś straszna pomyłka

nastąpiła w przyrodzie.
Już cieszyły oko kiełkujące krokusy i pierwiosnki, pączki na drzewach, bazie i ptasia aktywność, a tymczasem....
 na drzewach pojawiły się absolutnie nie-wielkanocne ozdoby



podobnie na dachach


Wygląda na to, że tylko pardwy mogą być zadowolone z okazji do miękkiego lądowania 
(to właśnie ślad takiego)
a norki bawią się świetnie zjeżdżając po śniegu
 
 Niektórzy jakby podejmowali próby odczynienia uroków, ale rezultatów nie widać >)



piątek, 30 marca 2012

Przyjemna niespodzianka


 spotkała nas w środę po południu!!! Wróciliśmy ze Svolvaer, z przedświątecznych zakupów – zmoczeni deszczem i zmęczeni. Szykuję szybki obiad, a tu za oknem co ja widzę? Przy pomoście po drugiej stronie cieśniny zacumowało takie cudo!



To jest dawna łódź rybacka, charakterystyczna na Lofotach jeszcze około 100 lat temu. Ten egzemplarz przypłynął z Tromso, z załogą złożoną z młodych ludzi – członków towarzystwa miłośników wybrzeża – czy jak to się nazywa.
W kabinie na rufie jest kambuz z przepięknym żeliwnym piecykiem na drewno (kuchenka gazowa też jest). Może tutaj spać 5 osób.  




Załoga liczyła 9 członków, dlatego z żagla zrobiono tent i część twardzieli spała pod nim. W nocy nie padało, dzień wstał piękny i słoneczny, a rano już po żeglarzach śladu nie było. Następnym przystankiem miał być Henningsvag.




Spotkaliśmy tą łódź we wrześniu 2010 roku, zacumowaną w porcie niedaleko Tromso, w doborowym towarzystwie.

  



czwartek, 22 marca 2012

Ostatnie spotkanie


Pływała pod banderą norweską przez 60 lat, właśnie odchodzi na emeryturę – 
MS”Nordstjernen”
najstarszy z obecnie (jeszcze) pływających kabotażowców HURTIGRUTEN. 
Dzisiaj ostatni raz zawija do portu w Bergen. 
Jeszcze odbędzie kilkanaście podróży na trasie Tromso-Svalbard, a jesienią zostanie sprzedana.
pierwsze spotkanie - czerwiec 2010r
Moja rówieśniczka, mój ulubiony statek tej kompanii. Piękna, klasyczna sylwetka. Bez przeszklonych pokładów słonecznych, wind i innych wymysłów, bez których wielu współcześnie podróżujących nie wyobraża sobie rejsu. No bo jak to: mam nosić bagaż po schodach? Wychodzić na odkryty pokład, żeby popatrzeć na zorzę?

Pierwszy raz spotkaliśmy się pod koniec czerwca 2010roku i było to spotkanie miłe. W czasie całej naszej włóczęgi wzdłuż norweskich brzegów spotykaliśmy statki Hurtigruten często i z przyjemnością, ale na „Nordstjernen” wręcz polowaliśmy. Efekty naszych spotkań – na zdjęciach poniżej.



wrzesień 2010, za zasłoną mżawki
pasuje do tego tła
deszcz, cisza i piękna sylwetka


przebłysk słońca w deszczu
i po spotkaniu

wrzesień 2011 - rzut oka do środka

spotkanie ostatnie, 19 marca 2012r, żal się żegnać

jeszcze chwilka

żegnaj piękna!
Żal się żegnać, tym bardziej, że nie zrealizowałam mojego marzenia – żeby choć kawałek przepłynąc na Jej pokładzie. No, ale wiek emerytalny nadchodzi bezlitośnie nie tylko dla ludzi. Mam nadzieję, że „Nordstjernen” będzie wspaniałym hotelem - taka przyszłość podobno ją czeka.

wtorek, 13 marca 2012

Czekamy na wiosnę!!!


Śnieg już całkiem szybko znikał, co budziło kolejne nadzieje. Padał deszcz, na zmianę z gradem oraz śniegową kaszką. Aż powiało nam z północy, potem z zachodu. No i mamy – nic, tylko pracować nad kondycją! Muskuły Marit Bjoergen to nic w porównaniu z moimi!!!

Widok niby uroczy, ale...

Ale po ciężkiej pracy coś nam się należy:

Zwykły dorsz potrafi pobudzić wyobraźnię. 
Wacek preferuje tradycyjną smażoną rybkę w panierce z bułki tartej, ja od czasu do czasu próbuję eksperymentować. Dzisiaj dorsz na 3 sposoby – zapiekany z ryżem, pizza z dorszem i smażony w cieście. Mam w dorobku jeszcze inne dania, całkiem smacznie wychodzą. Jeszcze nie próbuję piec słodkiego ciasta z dorszem wiec chyba wszystko ze mną w porządku (na razie)

piątek, 2 marca 2012

Kiedy wiosna?


Norwegowie zimę przyjmują naturalnie i z wdziękiem, bawiąc się dobrze nawet w niskich temperaturach – na wodzie. Zimowe wizyty jachtów na Risvaer także na to wskazują. Weekendowe odwiedziny motorówek niosą różne emocje...




















Zdawać by się mogło, że jeśli po obfitych opadach śniegu i okresie sporych, jak na Lofoty, mrozów, nadchodzi okres ulewnych dreszczów i ocieplenia, to zapachnie wiosną. No cóż…
Zima raczyła nas pięknymi widokami, na brak atrakcji za oknem narzekać nie możemy, ale do wiosny już tęskno. 




widać nadchodzącą od prawej śnieżycę :)

a tutaj śnieżyca od lewej, zdjecie jest zza podwójnej szyby więc naturalny rogal księżyca zyskał trochę na objętości



na tej barierce była gruba warstwa śniegu, widać jak wysoka - no i wydawało się, ze jak się roztopi, to będzie wiosennie :), bo to i słonko wyjrzało kilka razy i temperatura taka bardziej optymistyczna...........

 Tymczasem dzisiaj –


No i po naszej radości, ze podesty i skałki na ścieżce nareszcie oczyszczone z lodu i można bezpiecznie dojść do portu. Znowu mamy wszędzie cienką lecz solidną warstewkę lodu, a dojście do FRI wymaga zdolności akrobatycznych.

niedziela, 12 lutego 2012

Zima w Norwegii


nie zawsze jest „zimowa”. My tegoroczną zimę mamy w stylu późnej jesieni – dużo deszczu, niewiele śniegu i temperatury w pobliżu zera, po obu jego stronach. Kiedy wyczytaliśmy w prognozie zbliżające się mrozy, postanowiliśmy skorzystać z uroków plaży. Ostatecznie plaże są nie tylko na Hawajach!
No i faktycznie, ochłodziło się znacznie. Rzadki tutaj mróz -10 stopni spowodował co?
Ano to, że pewnego mroźnego dnia, około południa, przy sąsiednim pomoście zacumował norweski jacht z załogą 2+pies.
Załoga nie szukała kontaktów towarzyskich, zamknęli się wewnątrz (na zewnątrz było – 9 stopni), a po porannym wyprowadzeniu psa – wyruszyli w drogę. Nie wiemy skąd byli, ale skierowali się raczej w stronę południa. Czyżby zmarzli?

A mrozik był niezły, co widać było i na Fri i na odbijaczach.




















Minęło kilka dni, mrozy się skończyły, przeszła fala deszczu i przyszła zapowiedź krótkiego sztormu. Skoro ma być sztorm – to co się mogło wydarzyć? Otóż ciemną nocą (ciemną, nie późną bo było około 19-tej) Wacek zauważył przez okno, że blisko domu płynie jacht. Oczywiście wybiegliśmy na balkon, zobaczyć szalonych żeglarzy. Okazało się, że to mały jacht, z przyczepnym silnikiem i dwuosobową załogą. Nie bardzo wiedzieli gdzie się skierować. Pomogliśmy naszym reflektorem. Wpłynęli w cieśninę między naszymi wysepkami i popłynęli w głąb cieśniny. Pogoda była taka, ze się nie ruszyliśmy. Po godzinie pojawił się skiper – podziękował za światło i obiecał wpaść z kolegą na kawę rano, o ile pogoda nie zmusi ich do szybkiej ucieczki. Niestety, rano tylko pogadaliśmy na odległość. 






































Chłopaki (Niemcy) wypłynęli z cieśniny, postawili foka i pełnym wiatrem uciekli w stronę Lodingen (na północ). Przypuszczamy, że schronili się gdzieś po drodze, bo uderzenie wiatru przyszło dość szybko, po około 2-4 godzinach i było mocne – 20m/s. Dostali nasz adres e-mail, może się odezwą. Nie było kiedy pogadać, a ciekawi jesteśmy skąd taki szalony pomysł, żeby w lutym żeglować na takim maleństwie. (około 7,5 m długości, szwedzka konstrukcja If). Przyczepny, 4-konny silnik, mały fok i trochę szaleństwa. Bomu nawet nie mieli zamocowanego, grota nie używali.