to moje ulubione miejsce w Norwegii

poniedziałek, 24 października 2011

Foto-kata-strofa


Aż nie chce mi się pisać!
12 października o 11:28 zrobiłam ostatnie zdjęcie moim Sony…. 
Padało wiec później tego dnia aparatu nie używałam.

Następnego dnia chciałam uwiecznić widok za oknem, nacisnęłam przycisk uruchamiający aparat – a tu nic!!! Nie pomogły wymiany pamięci, baterii itp. Nawet go rozkręciłam, ale mimo usunięcia wszystkich widocznych śrubek nie dał się otworzyć. Przydały się przynajmniej drobniutkie śrubokręciki, które wyciągnęłam kiedyś z Koronie z koszyka „wszystko po 5 zł J). Coś trzyma dwie części obudowy. Na siłę nie chcemy, może da się kiedyś naprawić. Na razie podróż do Polski to odległa przyszłość, a tutaj pewnie najbliższy serwis jest w Oslo. 
Wyciągnęłam z zakamarków bagażu starego HP PhotoSmart. Aparat z historią. Słuzył nam wiernie przez całą karierę pływacką Kaśki i we wszystkich wyjazdach w okresie 2001-2008. No cóż. Trzykrotny zoom optyczny, dwukrotny cyfrowy. Przy 15- krotnym zoomie Soniaka to brzmi śmiesznie, ale się staruszek przyda. Niestety, efekty są takie sobie. Mogę zapomnieć o szybkich zdjęciach przelatujących ptaków. Jedno zdjęcie zapamiętuje kilka sekund. O pojemności pamięci nie wspomnę. Kowa, ze względu na ciągle wiejące wiatry, jest używana tylko do fotografowania widoków przez okno – na balkonie trzęsie nią niemiłosiernie. Ubyła mi największa przyjemność pobytu tutaj…
Pogoda jakby chciała mi to wynagrodzić – deszcz przeplatany mżawką od początku pobytu na Risvaer. Mamy jeden dzień pogodny na 3-4 deszczowe i wietrzne.
Nie ma też szans na zorze – przynajmniej je sobie pooglądam bezstresowo. Do tej pory głównie starałam się zrobić dobre zdjęcia.

Po kilku dniach deszczu spłukało nam śnieg z okolicznych szczytów i w którymś z nielicznych słonecznych momentów góry wyglądały jesiennie, ale już znowu są pobielone.




                                                                to już zdjęcia robione  "staruszkiem "HP
Mieliśmy też prawdziwy festiwal tęczy. Przez kilka dni tęcza pojawiała się na tle wzgórz w okolicy Arsteinen i Pundsletty – jeśli nie pełny łuk, to przynajmniej intensywnie wybarwiony fragment. Taki widok zawsze poprawia nastrój.
czyż nie piękna pogoda?



jeszcze "soniaczkiem"


















A to już zdjęcia robione sprzętem aktualnie
używanym. Muszę przyznać, ze kolory odwzorowuje wiernie :)


tak było 21 października
Szykowałam się jeszcze na jesienne zbiory owoców bażyny, które podobno najlepiej zbierać po pierwszych przymrozkach, ale po tych potopach mamy dookoła skały pokryte bagienkiem. Wszystkie (nieliczne zresztą) owoce albo spadły, albo są rozmoknięte. A taka byłam ciekawa efektów spożycia! 
Różne źródła piszą niezwykle ciekawie o bażynie. Od smacznej po trującą - ciekawe jak jest naprawdę :). Tutaj można, w wybranych sklepikach, kupić (za duże pieniądze) maleńkie buteleczki z syropem z bażyny - widocznie Norwegowie są odważniejsi, a może efekty użycia są interesujące???
Nasze zwierzątka (pardwy i norka) wyglądają żałośnie. O ile norka jakoś sobie radzi, bo przecież umie i lubi pływać i mokre futro to nic dla niej niezwykłego, o tyle biedne kuraki siedzą smętne i napuszone w możliwie zacisznych zakamarkach i otrząsają się z obrzydzeniem. Rzeczywistość znacznie odbiega od wspaniałych prognoz yr.no. Nawet w tej chwili – według prognozy wieje nam z południa 6-8m/s, a za oknem owszem, 8m/s, ale z NE!!! Można by się uśmiać, gdyby to nie było takie żałosne. Kolejne niże robią sobie wycieczki wzdłuż wybrzeża Norwegii, a my nic na to nie możemy poradzić!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz